poniedziałek, czerwca 2

Chapter 6




W końcu sobota. Wolne od szkoły. Cały dzień tylko z dziewczynami. Miałyśmy się wybrać na zakupy. Musiałam sobie kupić nowe trampki. Moje stare przemoczone buty już nie nadawały się do użytku. A tak bardzo je lubiłam. Wstałam rano żeby zjeść śniadanie z ciocią bo znów wybierała się do pracy. 
 - Cześć ciociu - powiedziałam z uśmiechem na twarzy i dałam jej całusa w policzek.
 - Witaj słoneczko. Dlaczego masz taki dobry humor? – spytała robiąc kanapki przy blacie. Usiadłam przy stole patrząc jak robi danie.
 - Taki piękny dziś dzień.- wzięłam jabłko z miski i odgryzłam kawałek. - I wybieram się z dziewczynami na zakupy – Ciocia popatrzyła na mnie uśmiechając się.
 - To świetnie. Weź sobie pieniądze z mojej torebki i przy okazji zapłać rachunki.
 - Dziś też pracujesz w barze? – spytałam. Coraz częściej wracała do domu zmęczona, bo pracowała tam na nocnej zmianie. Nie rozumiem dlaczego nie chciała żebym ja też znalazła jakąś dorywczą pracę. Ona pracuje w dwóch pracach i nie pozwala sobie pomóc. Postawiła talerz z kanapką przede mną. Wstałam i nalałam gorącej wody do szklanek parząc herbatę. Wzięłam kubki do rąk i również położyłam je na stole. Ciocia usiadła naprzeciw mnie.
 -Niestety tak. Dziś też zostaniesz sama w domu. Chyba, że zaprosisz dziewczyny.- mówiła odgryzając kawałek kanapki.
- Raczej nie. Obie jutro rano gdzieś jadą. Sam z rodzicami na jakąś wycieczkę a Olivia odwiedzić brata na studiach.
 -Oh.. Rozumiem. Ale dasz sobie rade słoneczko. Prawda? Zawsze sobie dawałaś radę.- powiedziała z dumą w głosie. Bardzo ją kochałam. To siostra mojej mamy i tyle razy mi mówiła że jestem do niej bardzo podobna. Nie tylko z wyglądy, ale i z charakteru. Też była silną kobietą i walczyła do końca jeśli jej na czymś zależało. Byłam dumna z tego faktu, że jednak mam coś po mamie.
- oczywiście ciociu. Mną się nie przejmuj. - powiedziałam i posłałam jej pocieszający uśmiech.

*

 - Ja nadal nie rozumiem jak mogłaś go zaciągnąć do tej samej kabiny - wyrzucała z siebie Olivia z niedowierzaniem. - Może robiliście coś o czym nam nie powiedziałaś?
- mówiłam że to był impuls. - wtrąciłam szybko - Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może spanikowałam. Ok? Proszę, czy możemy zostawić ten temat w spokoju? - poprosiłam dziewczyny. Cięgle mówiły o tym jakie to nierealne że nas przyłapały. Miałam już dość ich gadania o tym zdarzeniu. Chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć. Kierowałyśmy się chyba do piątego sklepu z obuwiem. Nadal nie znalazłam trampek, które by mi się spodobały i były w niskiej cenie. Kiedy weszłyśmy w oczy rzuciła mi się jedna para ślicznych, fioletowych butów po kostkę. Podeszłam do nich i popatrzyłam na cenę. Mieściłam się w tej kategorii. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Te są idealne- powiedziałam do dziewczyn.
- Śliczne- powiedziały równocześnie. Popatrzyłyśmy się na siebie i zachichotałyśmy. Znalazłam swój numer i przymierzyłam je. Przeszłam kawałek sklepu.
- Wygodne, tanie i podobają mi się. Wszystkie warunki odhaczone.- powiedziałam na głos i zdjęłam je. Uśmiech nie chciał zejść z mojej twarzy. Okazał się że to była ostatnia para numer 37. Z powrotem spakowałam je do pudełka i podeszłam do kasy. Zapłaciłam za nie i wyszłyśmy.
- To gdzie teraz? - spytałam.
- My się będziemy zbierać - powiedziała ze smutkiem Sam.
- Szkoda, ale zobaczymy się w szkole w poniedziałek. – odparłam z delikatnym uśmiechem. Przytuliłam dziewczyny i poszłyśmy w odwrotnych przeciwnych kierunkach. W ostatniej chwili sobie coś przypomniałam.
- Olivia!- krzyknęłam przez cała galerię. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę kiedy do niej podbiegłam.
- Mam ci przynieść te notatki z historii, które pożyczyłam?
- Jeśli to nie będzie problem. Możesz mi je wieczorem podrzucić.
- No to do zobaczenia- pożegnałam się z nimi drugi raz i odeszłam w swoją stronę. Machałam reklamówką zadowolona z kupna nowych butów. Wyszłam z galerii i uderzyło we mnie świeże, ciepłe powietrze. Sprawdziłam godzinę. Było po 18. Cały dzień spędziłyśmy z dziewczynami chodząc po sklepach. Szaleństwo. Niebo było bez chmur. Ubrałam swoje okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam w stronę domu. Po drodze zapłaciłam rachunki tak jak obiecałam cioci. Droga do domu zajęła mi dłużej niż przewidywałam. Po cichu weszłam do budynku. Wiedziałam, że poszła spać przed drugą pracą dlatego zachowywałam się najciszej jak mogłam. Szybko pobiegłam do swojego pokoju po notatki Olivii. Wrzuciłam je do torebki i zeszłam na dół. Napisałam na kartce informację do cioci, że idę oddać zeszyty przyjaciółce i niedługo wrócę. Moja opiekunka zaczynała zmianę o 20 więc może uda mi się z nią pożegnać. Przypięłam informację na lodówce, ubrałam kurtkę i wyszłam. Zamknęłam dom od zewnątrz, włożyłam swoje słuchawki i ruszyłam w drogę.

*

 - Naprawdę już późno. Powinnam wracać.- powiedziałam i upiłam ostatni łyk herbaty. Wstałam od stołu i podziękowałam rodzicom Olivii za towarzystwo. Przyjaciółka odprowadziła mnie pod drzwi swojego domu.
- Dziękuję - rzekła i przytuliła mnie na pożegnanie.
- Uważaj na siebie.- odwzajemniłam jej uśmiech i ruszyłam w kierunku domu. Mój odtwarzacz grał ‘Evanescence - Bring Me To Life’. Słońce schowało się za horyzontem a na jego miejsce wstąpił księżyc. Dziś była pełnia, na niebie migotało mnóstwo gwiazd. Uliczne latarnie świeciły po mojej stronie wiec widziałam drogę. Szlam chodnikiem w rytm muzyki. Po drugiej stronie były bloki mieszkalne. Ludzie mieli zgaszone światła w końcu było po 22. Cieszę się, że nie mieszkam w mieście. Huk, hałas, spaliny - to nie dla mnie. W pewnym momencie piosenka przestała grać. Zdziwiłam się dlaczego wiec popatrzyłam na telefon. Był wyłączony. Zapomniałam naładować dziś baterie. Super. Do domu miałam jeszcze kawałek. Ściągnęłam słuchawki bo i tak mi się już nie przydadzą. Rozglądałam się na około, zaglądając z lekkim strachem w ciemne uliczki miasta. Słuchałam ciszy, która mnie otaczała. Chciałam się jak najszybciej znaleźć w domu. W pewnym momencie usłyszałam kłótnie dwóch mężczyzn. Podeszłam szybciej do zaułka. W ciemności nie widziałam wyraźnie, ale udało mi się dostrzec dwie postaci. Wysoki mężczyzna w czarnej bluzie z jakimś pomarańczowym znakiem na plecach, Prawdopodobnie smokiem, stał do mnie tyłem i miał na głowie kaptur. Przed nim klęczał inny chłopak plącząc i błagając o litość. Przyłożyłam dłoń do ust kiedy zauważyłam, że stojący ma wyciągniętą bron i celuje w głowę bezbronnego.


__________________________________________________
Jeżeli ktoś to czyta to bardzo proszę o komentarz bo nie wiem czy jest sens to w ogóle pisać ;/ xx
nawet zwykłą kropkę, kreskę spacje. Będę wdzięczna :)

czwartek, maja 29

Chapter 5



Z przerażeniem wpatrywałam się w chłopaka mając nadzieje że pomoże mi coś wymyślić. Wiedział że jak nas zobaczą to zaczną wymyślać jakieś historyjki na nasz temat co mogliśmy robić w damskiej toalecie. Ale ufałam dziewczynom i wiem że trzymałyby język za zębami bo wiedzą jakie konsekwencje bym poniosła.

- Chachi, jesteś tu? Chachi? – usłyszałam Sam wołającą mnie. Przeklęłam w duchu za swoją obecną sytuacje. Mojego partnera chyba bawiło to co się teraz działo bo uśmiechał się szeroko.

-raczej jej tu nie ma – powiedziała Olivia – chodźmy, może czeka już na nas w stołówce.

Chciałam odwrócić się plecami do chłopaka, ale przez przypadek nadepnęłam na jego stopę. Zaskoczony jęknął tak, że dziewczyny go usłyszały. Zatrzymały się a Sam podeszła do kabiny i pociągnęła za klamkę. Niestety nie udało jej się otworzyć drzwi bo byliśmy zamknięci. 

- nie wiem kto tam jest ale jeśli nie wyjdziecie po dobroci to zawołam tutaj całą szkołę! – powiedziała zdeterminowana. Popatrzyłam na chłopaka z litością i przerażeniem jak zareagują moje przyjaciółki gdy nas razem zobaczą. Powoli przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Dziewczyny patrzyły na nas zaskoczone. Nigdy by się nie spodziewały, że ja i on w jednej kabinie. 

- to nie tak jak myślicie - powiedziałam ale one nie zareagowały. Nadal były w szoku. Oczy i usta miały szeroko otwarte. – zapomniałam mojej koszulki do wf-u a on – wskazałam ręką na chłopaka – zaproponował mi swój podkoszulek bo ma jeszcze koszulę i zgodziłam się bo nie miałam wyjścia. Chciał zaprowadzić mnie do męskiej ubikacji ale się nie zgodziłam i poszliśmy do damskiej. W tedy wy się pojawiłyście i przestraszyłam się że ktoś nas może zobaczyć więc ukryłam nas w kabinie. Ale przez przypadek nadepnęłam na jego stopę i nas usłyszałyście. Bałam się jak zareagujecie. – powiedziałam na jednym wydechu. Czekałam na jakąkolwiek rekcję z ich strony. Ale niczego się nie doczekałam . – powiedzcie cos- rzekłam mając dość tej ciszy. 

Nagle Olivia postanowiła coś powiedzieć. 

- jak on w ogóle ma na imię? Miałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam. Właśnie byłam zamknięta w jednej kabinie z chłopakiem ,który pomógł mi rano pozbierać książki gdy na niego wpadłam nie wiedząc jak ma na imię. Stałam sparaliżowana. Szybko Popatrzyłam na niego z błaganiem w oczach żeby mi pomógł. Na szczęście wychwycił mój wzrok i uratował mnie. 

- Luke. nazywam się Luke Hemmings. – uśmiechnął się szarmancko. 


__________________________________________________________________

Od 6 rozdziału będą już dłuższe posty. Mam nadzieję, że opowiadanie was zaciekawi. :)

Chapter 4



- chyba nie masz zamiaru rozbierać się na środku korytarza w czasie przerwy gdy ktoś może przejść obok? 

- spytałam zszokowana. O mało co nie zaczęłam krzyczeć. Chłopak zaczął myśleć nad tym co powiedziałam i zaprzestał swoich czynności. Opuścił ręce wzdłuż swojego ciała wciąż trzymając w prawej dłoni swoją koszulę w kratkę. Popatrzył na mnie z błyskiem w oku i uśmiechnął się podstępnie jakby coś knuł. Szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek i pociągną za sobą. 
Dzięki Bogu nie było nikogo na korytarzu żeby oglądać ten teatrzyk bo wszyscy byli na stołówce. No oprócz nas dwojga. Szłam za nim nie myśląc gdzie mnie prowadzi bo mój umysł był zajęty przez to samo uczucie co przedtem - prąd, iskry, dreszcze... Nie mogę tego dokładnie opisać bo nie wiem co to w ogóle było i czy były to pozytywne czy negatywne fale. Nagle poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody gdy zobaczyłam miejsce do którego zamierza mnie zaciągnąć. Toaleta. I to męska!

 - chyba śnisz myśląc że tam wejdę! Nigdy w życiu. Możemy iść do damskiej ale nie męskiej. - protestowałam wymachując rękami we wszystkie strony. Nie chciałam odkrywać tajemnic męskiej jaskini. W dziewczęcej to przynajmniej można się zamknąć w kabinie. Po chwili zastanowienia i ciskania we mnie piorunami nienawiści chłopak zdecydował się pójść do kobiecej. Zatrzymał się przed drzwiami i popatrzył na mnie.

- wejdź pierwsza i zobacz czy nie ma kogoś w środku.- powiedział władczo.
Otwarłam drzwi i sprawdziłam czy teren jest czysty. Kucnęłam jeszcze i popatrzyłam czy czyjeś nogi nie znajdują się w kabinie. Nie widziałam nikogo więc wyszłam po chłopaka.

- nikogo nie ma. Możesz wejść. - Natychmiast znalazł się w pomieszczeniu. Stanął wpatrując się we mnie jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

-no, rozbieraj się- rzekł niskim zachrypniętym głosem. Zaniemówiłam. Po prostu stałam tam i się na niego patrzyłam. Nic nie odpowiedziałam. Czułam się niekomfortowo kiedy błądził wzrokiem po moim ciele. 

- dobrze. To ja zacznę.- kontynuował przerwaną czynność z korytarza. Chwycił koniec koszulki i przeciągnął ją przez głowę. Zauważyłam jego umięśnioną klatkę w tym lekko zarysowane mięśnie brzucha. Szybko odwróciłam głowę rumieniąc się przy tym. Czy zawsze jak on jest muszę się czerwienić?! Pierwszy raz usłyszałam jego śmiech. Musze przyznać, że był słodki. Stałam do niego odwrócona tyłem.

-ubierz i zapnij koszulę a w tedy się odwrócę.- mówiłam zawstydzona. Zrobił tak jak powiedziałam śmiejąc się ze mnie i mojego zachowania. Pewny siebie dupek.

 - już, skończyłem. -odwróciłam się z powrotem w jego stronę żeby sprawdzić czy mówił prawdę - Teraz ty się przebierz. - powiedział uśmiechając się podstępnie. Wzięłam jego koszulę i zaczęłam się kierować w stronę kabiny, gdy usłyszałam że ktoś wchodzi do łazienki. Szybko chwyciłam za dłoń chłopaka i zaciągnęłam go do jednej z nich. Zamknęliśmy się od środka. Widziałam jak patrzy się bezczelnie. Zaczerwieniłam się na myśl ze teraz będę musiała przebrać się przy nim i jego palącym wzroku. Usłyszeliśmy głosy dobiegające z zewnątrz. Rozpoznałam te osoby bo znałam je dość dobrze. W końcu to moje przyjaciółki. Krótko mówiąc - wpakowałam się w niezłe gówno.