wtorek, maja 27

Chapter 3




-Idę się przebrać - powiedziałam do dziewczyn po czym skierowałam się w stronę swojej szafki.

-No zajebiście. Dlaczego to zawsze mnie musi spotykać. - mruknęłam do siebie idąc w wyznaczonym kierunku. kiedy tam doszłam zaczęłam grzebać w szafce w poszukiwaniu jakiejś bluzki lecz znalazłam tylko książki. Ciśnienie mi wzrosło kiedy nie mogłam znaleźć rzeczy na której zależało mi najbardziej. Z impetem zamknęłam drzwiczki i oparłam o nie głowę.

-cholera- mruknęłam do siebie – dlaczego mam taki pechowy dzień? I jeszcze zaczęłam gadać sama do siebie. Po prostu świetnie – zadrwiłam z siebie i swojego szczęścia.
W tym samym momencie ktoś obok mnie odchrząknął. Szybko odskoczyłam od szafki i zobaczyłam tego chłopaka. Stał ze skrzyżowanymi rękami opierając się o szafki obok mnie.

– Nie powiedziałbym że masz dziś pecha. W końcu poznałaś mnie a to było dziś chyba miłym punktem- powiedział zadowolony a oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Nie mogłam powiedzieć, że żałowałam poznania go, w każdym bądź razie na początku nie żałowałam. Był tajemniczy ale przyciągał mnie. Jednak to co zobaczyłam na stołówce zmieniło moje zdanie o nim. Był typowym flirciarzem. A ja nie chcę zadawać się z takimi ludźmi. Wiem, że sprowadzają same kłopoty. 

Przed chwilą macał się z Alexandrą. Po co on tu przychodził jak miał królową dramy na wyciągnięcie ręki. Wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi tęczówkami. To uczucie było nie do zniesienia więc postanowiłam wrócić na stołówkę. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do przodu kiedy poczułam szarpnięcie. Chłopak trzymał swoją dłoń na moim przedramieniu. Odwróciłam się twarzą do chłopaka. Dopiero teraz zauważyłam że był ode mnie wyższy o głowę. Moja twarz była na wysokości jego unoszącej się klatki piersiowej. Cofnęłam się o krok bo ta bliskość była dziwna. Czułam ciarki na plecach. Spojrzałam w górę. On wpatrywał się we mnie jakby poczuł to samo co ja. Mimo wszystko zachował kamienną twarz. Jakiś prąd przepływający między naszymi ciałami. Ta siła nas przyciągała. Była magiczna. Odchrząknęłam chcąc przerwać tą niezręczną ciszę i napięcie jakie się wytworzyło. Odnalazłam w sobie resztki odwagi.

- co?- zapytałam zirytowana starając się nie pokazywać ze to „coś” przed chwilą miało na mnie jakiś wpływ. Albo że on na mnie wywiera jakiś wpływ. Nie ukrywam, boję się go trochę. Coś mi nie pozwala mu ufać. Przyjaźnił się z moim wrogiem więc nie miałam powodów, żeby go polubić.

- przyszłaś tu żeby przebrać bluzkę bo tą miałaś poplamioną i teraz masz zamiar wrócić w tej brudnej?- spytał jak by to była najbardziej niemożliwa rzecz do zrobienia. – jak chcesz to mogę ci dać swój T-shirt bo mam na sobie jeszcze koszulę.

Popatrzyłam na niego zszokowana ale za chwilę otrząsnęłam się.
– nie. Dziękuję, poradzę sobie. Nie potrzebuje twojej pomocy – powiedziałam i chciałam odejść kiedy on znów szarpnął mnie za rękę. Ten facet zaczynał mnie irytować. Jak zrobi tak jeszcze raz to na pewno skończę z siniakami.

- to nie była propozycja. Dam ci ją i już. Zdejmuj tą brudną- zsunął swoją koszulę i wziął ją do ręki. Już miał zacząć zdejmować koszulkę kiedy zaprotestowałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz